Ostatni z legendy

Grzegorz Pecuch od czwartku w galerii "Dziennika Polskiego"


     Jest rzeźbiarzem przez całe dorosłe życie związanym z Zakopanem; tu uzyskał swój pierwszy dyplom rzeźbiarski w Liceum Technik Plastycznych, w pierwszym powojennym roczniku i tu powrócił po studiach w warszawskiej akademii, by przez długie lata uczyć rzeźby w swojej macierzystej szkole. Pedagogiem został z wyboru, nie tyle własnego, co swojego mistrza, Antoniego Kenara, który wezwał Władysława Hasiora i Grzegorza Pecucha, aby niezwłocznie po studiach wrócili i pomogli mu realizować autorski proces edukacji artystycznej. Trzeci z wybranych przez Kenara, Antoni Rząsa, był na miejscu. Pecuch swoje prace dyplomowe rzeźbił już w Zakopanem. Potem, gdy zabrakło mistrza, dalej budowali legendę zakopiańskiej szkoły i współtworzyli lata jej świetności. Uczniem Pecucha i nieżyjącego już Rząsy jest Stanisław Cukier, obecny dyrektor Szkoły Kenera, który niedawno miał w Krakowie świetną wystawę rzeźby, a także Bronisław Krzysztof - obecnie wystawiający w krakowskim Arsenale.

     Grzegorz Pecuch rzeźbi zwierzęta, które patrzą na świat oczami mędrców, czasem ludzi nierozerwalnie wplecionych w świat natury, a zawsze w hierarchiczny porządek rzeczy. Bo tak naprawdę, Pecuch przez całe życie rzeźbi jeden temat: porządek świata. Taki, jaki wyznacza odwieczna mądrość życia - każdego, bo wszystkie w swojej istocie są tożsame. Artysta personifikuje tę filozofię najprościej i najczyściej, jak to jest możliwe.

     Wystawa, którą galeria "Dziennika Polskiego" Wielopole 1 będzie miała przyjemność gościć od czwartku, ukaże ledwie fragment dorobku tego artysty, niemniej - w naszym przekonaniu - znajdują tu wyraz istotne cechy jego sztuki rzeźbiarskiej i zawarte w niej przesłania.

     (AN)


07/05/2000