Od najmłodszych lat interesowała mnie rzeźba. Pierwsze
moje - jeszcze wówczas nieudolne - rzeźbki powstały na
pastwisku podczas pasienia krów. Wiele razy zdarzało
się, że krowy poszły w szkodę, ale ja do domu
wracałem z nową rzeźbką.
Podczas wojny w 1944 roku koło Hamburga gdzie
przebywałem na robotach przymusowych wyrzeźbiłem z
gruszkowego drewna konika z jeźdźcem. To był mój
pierwszy autoportret.
Po wojnie gdy szczęśliwie w 1945 roku wróciłem z tym
konikiem do rodzinnej wsi Florynka radzono mi abym
poszedł gdzieś do szkoły rzeźbiarskiej, ale nikt nie
wiedział gdzie jest taka szkoła. Pewnego razu
przyszedł do naszego domu sąsiad i zobaczywszy moje
prace powiedział mi tak: "ja przed wojną byłem w
Zakopanem w wojsku, tam widziałem cuda rzeźbione w
drewnie - powinieneś pojechać do Zakopanego".
Ucieszyłem się tą wiadomością i napisałem list do
Zakopanego na adres: "Zakopane - Magistrat" nie
podając żadnej ulicy, bo jej nie znałem. Na moje
szczęście otrzymałem z Magistratu - od Kierownika
Referatu Kultury - odpowiedź, że w Zakopanem jest
Szkoła Rzeźbiarska i podano mi jej adres. W lecie 1946
roku napisałem podanie do tejże Szkoły i w odpowiedzi
powiadomiono mnie, że mogę przyjechać do Szkoły na
egzamin wstępny ze Świadectwem ukończenia Szkoły
Podstawowej.
1-go września 1946 roku zjawiłem się przed Szkołą
Przemysłu Drzewnego przy ul. Krupówki nr 8. Przed
budynkiem szkolnym nie było takich drzew jak dzisiaj
tylko płynął potok z czystą wodą. Umyłem się w tym
potoku i z konikiem pod pachą poszedłem na egzamin. Z
wielka radością przyjąłem wiadomość o tym, że
zdałem egzamin i zostałem przyjęty do
"Państwowego Gimnazjum Rzeźby - Szkoły Przemysłu
Drzewnego w Zakopanem".
Od razu przyjęto mnie do internatu, którego
kierowniczką była Pani Maria Stachowska, która
niezwykle troskliwie opiekowała się wszystkimi
uczniami.
Kiedy mieszkałem w internacie - mieścił się przy ul.
Krupówki róg Nowotarskiej - koledzy urządzali rożne
figle - niespodzianki.
Raz zapytali mnie czy leciałem samolotem. Gdy
odpowiedziałem, że jeszcze nie - zawiązali mi oczy,
postawili na desce i zaczęli huśtać w powietrzu. I
nagle ktoś krzyknął: "sufit - skacz!", a ja
rzeczywiście czegoś dotknąłem głową. Przestraszony
złożyłem się do skoku, skoczyłem...z wysokości ok.
40 cm. !!! A było to tak: gdy stałem na desce, którą
koledzy kołysali 40 - 50 cm nad podłogą, jeden z
kolegów położył mi delikatnie deskę na głowie i
zawołał, że już jest sufit. Śmiechu było co nie
miara.
W Szkole moimi nauczycielami byli artyści plastycy: Leon
Machowski (dyrektor Szkoły), Roman Olszowski, Józef
Różycki, Stanisław Zdyb i Jan Samuel Miklaszewski.
W 1948 roku przyjechał do nas profesor Antoni Kenar z
żoną Panią Haliną Kenarową. Wówczas utworzono
Państwowe Liceum Technik Plastycznych.
Ja byłem już w najstarszej klasie. Profesor Antoni
Kenar bardzo nam zaimponował swoimi nowymi metodami
pedagogicznymi i wiadomościami artystycznymi. Profesor
mówił nam: "Wy jesteście filarami Szkoły"
to cieszyło.
W 1950 roku zdałem maturę i zostałem przyjęty do
Akademii Sztuk Plastycznych w Warszawie. Po ukończeniu
Akademii w 1955 roku na prośbę profesora Antoniego
Kenara przyjechałem do Zakopanego i od 1 września 1955
roku przez następne 20 lat byłem nauczycielem rzeźby w
tej wspanialej Szkole, gdzie wykładali również:
Kazimierz Fajkosz, Tadeusz Brzozowski, Antoni Rząsa i
Władysław Hasior.
Spisała: Zofia Pecuch
Copyright © MMII-MMXXII 2002-2022 PECUCH | Projekt i wykonanie Dariusz Pecuch